Tramwaje poznańskie

Jakbym zaczynała esej naukowy, wymienię na początku najważniejsze spostrzeżenia dotyczące poznańskich tramwajów:

  • Sieć nazywa się “pestką”, bo Poznański Szybki Tramwaj – PST. (Psst, słyszeliście, że poznańskie tramwaje są najlepsze?)
  • Tramwaj na trasie Dworzec Główny PKP – kampus UAM-u jest szybki.
  • Można w nich spotkać bardzo poznańskich ludzi.

Odnośnie pierwszego punktu.

Urzekają mnie skróty i w ogóle słowa, które brzmią polsko i są polskiego pochodzenia.

“Filiżanka” dla przykładu – na wskroś polska!*

Ludzie (starzy też!) mają obsesję na punkcie wplatania angielszczyzny w polski język. Boli mnie to, bo wiem jak wiele wysiłku brytyjscy nauczyciele wkładają w dbanie o to, aby na terenie szkoły mówiono po angielsku, i do tego poprawnie. Boli mnie, że mało ludzi zna polski odpowiednik słowa design, a coraz więcej osób zjada lunch, a nie drugie śniadanie.

Boli mnie, że zamiast rozbudowywać polską kulturę i być z niej dumnym, właściciele różnorakich przybytków na siłę kreują wrażenie egzotyczności i nazywają swoje kawiarnie “z angielska”.

Wiem, że to są głębokie rozkminy. Ale taka zwykła, głupia “Pestka” przywraca wiarę w to, że nie wszystko musi być zangielszczone i brzmieć fajnie. Pestka brzmi fajnie.

 

Tramwaje w Poznaniu są wykombinowane tak, że ich tory są położone albo w rowie, albo na wiadukcie. Dzięki temu nie przecinają się z ulicami przeznaczonymi dla samochodów i autobusów. Unikamy więc postojów i opóźnień, bo motorniczy nie musi czekać na światłach, ani uważać na to, czy mu się jakiś niedzielny kierowca nie wpierniczy pod tramwaj. Podróż z dworca na oddalony o ponad 8 kilometrów kampus Uniwersytetu Adama Mickiewicza zajęła zatem zadziwiająco mało czasu. Niezmiernie przyczyniło się to do wzrostu mojej satysfakcji odniesionej z użycia komunikacji miejskiej.

Poczułam się szczęśliwsza dzięki temu, że tramwaj jedzie rowem, a nie po ulicy. Taka głupia rzecz, a cieszy. Brawa dla urbanistów poznańskich – jeszcze trochę, a Poznań zostanie Kurytybą Europy.

 

Po trzecie, “bardzo poznańscy ludzie” to dwie panie. Obie spostrzegłam podczas jazdy z dworca na kampus. Pierwsza z nich ujęła mnie za serce; niespełna 10 minut po opuszczeniu pociągu, który dostarczył mnie z Torunia do Poznania, zobaczyłam starszą kobietę siedzącą przy oknie w tramwaju, zaczytaną w jednej z części Jeżycjady.

Po jednej stronie miałam zatem kobietę z “Brulionem Bebe B.” w ręce, po drugiej: kamienicę na rogu ulicy Roosevelta, powieściową siedzibę rodu Borejków. Sytuacja nie do ogarnięcia przez normalny mózg.

Druga kobieta miała na głowie beret, a w siatce wielkie buły poznańskie. Naprawdę ogromne. U nas w Toruniu nie je się bułek poznańskich w takich sposób. 

Wizyta w Poznaniu zapadła mi zatem w pamięć. Była do bólu poznańska, do bólu polonistyczna, i do bólu urbanistyczna. Tylko liczyć na więcej takich wycieczek.

* 2021 Edit: W zasadzie sprawdziłam, skąd pochodzi nazwa “filiżanka”. Wg Wikisource, słowo “filiżanka” jest powiązane z bułgarskim i serbskim fildżan, tureckim fildżan lub findżan, perskim pingān, i rumuńskim filigean – określeniami na “kubek kawy”.

Published by kotersey

Graduated from the University of Edinburgh with a First in geography, and from the University of Brighton with a Master's in history of design and material culture. Probably drinking iced coffee and thinking about buildings.

Leave a Reply

Fill in your details below or click an icon to log in:

WordPress.com Logo

You are commenting using your WordPress.com account. Log Out /  Change )

Twitter picture

You are commenting using your Twitter account. Log Out /  Change )

Facebook photo

You are commenting using your Facebook account. Log Out /  Change )

Connecting to %s

%d bloggers like this: