Życie w nudnym mieście jest nieporównywalnie więcej warte od życia
w mieście, gdzie nieustannie coś się dzieje.
Aby to uargumentować, użyję opisu odwrotnej sytuacji do tytułowej. Mianowicie wyjaśnię, dlaczego życie w tętniącym życiem mieście jest mało warte ze względu na to, że obniża satysfakcję z życia.
Większość ludzi różni się poglądami na temat tego, co powinno przynosić życie. Każdy ma inną definicję szczęścia (o ile ktokolwiek ją ma!). Dlatego ten wpis może wydawać ci się stekiem kompletnych bzdur. Zostałeś ostrzeżony.
Czynniki, które mają wpływ na satysfakcję z życia (Koterravity):
- Miejsce, gdzie można pisać.
- Dużo czasu wolnego.
- Spotykanie ludzi, którzy mają dobry wpływ na nasze samopoczucie. (Tacy ludzie to: bliscy, kompetentni pracownicy w miejscach publicznych, uwielbiane przez nas sławne osoby itd.).
- Miejsce, gdzie można pójść “spuścić parę”.
- Brak poczucia zagrożenia od strony fizycznej. Takie zagrożenia to np.: ruchliwe ulice, zatłoczone miejsca, bezdomni i osoby z szemranych środowisk spotkani na drodze.
- Brak rozkmin na banalne tematy, np. gdzie kupić składniki na obiad? Gdzie dają tanio dobrą kawę? Czym mogę wypełnić czas wolny w weekend?
- Natura na wyciągnięcie ręki.
- Poczucie, że “nic nie muszę”.
To są według mnie główne warunki, jakie musi spełniać życie, aby było szczęśliwe. (O tym, co myślę na temat słowa “szczęście”, przeczytasz… już niedługo. Podam tu wówczas odnośnik do tego posta). Pewnie twoje wytyczne są podobne, jeśli tylko zmienisz punkt pierwszy i może zmodyfikujesz kilka pozostałych, i dodasz coś od siebie.
Ostatni punkt jest bardzo ważny. Jest on w pewien sposób powiązany z drugim.
Kiedy uważamy, że cały czas mamy coś do odhaczenia, czas wolny – jakimś cudem – znika! Okazuje się, że wcale nie mamy czasu wolnego, bo powinniśmy pójść tu, tam, i dokonać konkretnej rzeczy.
Podam tu przykład z (własnego) życia wzięty. Mieszkam w Edynburgu, fascynującym mieście, gdzie zderza się wiele kultur, pełnym zdumiewającej architektury, intrygujących zakamarków, cudów natury i kultury Homo sapiens przechowywanych w renomowanych muzeach i bibliotekach. (Poza tym, jest to mekka dla fanów Harry’ego Pottera, takich jak ja). Jednak ja tu studiuję, a na studiach nie ma zbyt wiele czasu wolnego na włóczenie się po okolicy. To znaczy jest, bo wykładów i zajęć jest tyle, co kot napłakał. Ale jest wymagane dużo niezależnej pracy na własną rękę, i to ja muszę decydować o tym, kiedy się uczę, a kiedy nie. Poza tym studentów ocenia się głównie na podstawie eseju semestralnego – oznacza to mniej więcej tyle, że coś nieustannie “wisi ci nad głową”.
Dlatego to, czy czas poza zajęciami na uczelnią jest czasem naprawdę wolnym od zajęć, jest kwestią sporną. A ciężko odnosić radość i pełnię korzyści ze zwiedzania “połowicznego”, martwiąc się (gdzieś na zapleczu mózgu) cały czas o to, czy uda mi się napisać esej przed terminem. (Dobry esej).
Powinnam jeszcze wyjaśnić, jakie to ma powiązanie z poczuciem,że “nic nie muszę”. Otóż na pewno każdy zna to uczucie, kiedy jest się na wycieczce w innym mieście, ale tylko na krótko. Myśli się wtedy: “jest za mało czasu, aby zwiedzić wszystkie te ciekawe miejsca, w które warto się udać!”. Z mieszkaniem w ciekawym mieście jest podobnie.
Każdego dnia człowiek chodzi ulicami miasta, mijając wszystkie re intrygujące sklepy, kawiarnie, i zabytki. Nie odstępuje od niego myśl: “kiedyś tu przyjdę i dokładnie zbadam. Zanim tego nie zrobię, nie wydaję z tego miasta!”. W rzeczywistości w życiu nie wstąpi nawet na moment do ogromnej większości z tych miejsc.
Strach przed opuszczeniem miejsca, gdzie pozostawiło się wiele niezbadanych rzeczy, jest nieodłączną częścią zamieszkiwania w interesującym mieście. A odczuwanie strachu ogromnie obniża jakość i satysfakcję z życia.
Poza tym, w miastach popularnych wśród turystów jedzenia poza domem są dosyć wysokie. Pojawia się wówczas niepokój, wraz z koniecznością wahadłowego przemieszczania się między mieszkaniem a pracą.
W nudnym mieście mamy stanowcze oddzielenie czasu zajęć od czasu wolnego. Kiedy nie pracujemy, po prostu nie ma co robić – i możemy robić to, na co akurat mamy ochotę. Pójść do parku? Poczytać książkę? Pójść do kina, drugi raz, na film, który ostatnio miał premierę? A może napisać kolejny rozdział swojej książki?
Nic nie stoi ci na przeszkodzie. Przecież w tym mieście i tak nie ma nic innego do roboty.