
Serce mnie boli, że Dzień Myśli Braterskiej (World Thinking Day, 22 lutego) się skomercjalizował. Widać to dobitnie w newsletterze (który będę nazywać “biuletynem”), który dziś rano wylądował w mojej skrzynce mailowej. Nadawcą jest Składnica Harcerska ZHP 4 Żywioły.
W mailu “druhowie” ze Składnicy napisali:
Już na horyzoncie Dzień Myśli Braterskiej,
to wyjątkowe święto przyjaźni.
W taki dzień warto obdarować swoją bliską osób
drobnym upominkiem.
Z tej okazji sprawdź naszą ofertę.
Poniżej mamy dla Ciebie kilka propozycji.
Dalej biuletyn płynnie przechodzi w promocję kubków, czapek, maseczek, puzzli (z wilkiem!) i T-shirtów z nadrukiem.
Może DMB nie ma zapisane w genotypie, że jest świętem antykonsumpcyjnym. Ale czy istotą DMB nie jest braterstwo i przyjaźń? A sprowadzanie święta przyjaźni i braterstwa do kolejnej okazji, żeby to kupić coś nowego, nie jest zjawiskiem pozytywnym? A przecież harcerz i harcerka powinni oddziaływać pozytywnie na swoje środowisko, całą swoją postawą i działalnością.
Przekaz z tego biuletynu wypływa taki: jeśli nie kupisz swojej druhnie/druhowi nowej koszulki, czapki, puzzli, czy kubka, to nie wyrazisz w odpowiedni sposób swojej przyjaźni. A to nieprawda.
Zastanawiam się, jaki wpływ harcerstwo miało na mój stosunek do dóbr materialnych. Z jednej strony widzę z perspektywy czasu, jak bardzo miałam obsesję na punkcie rzeczy – to było przede wszystkim ciągłe chcenie gadżetów typu notes z ulubionym anime, koszulka z ulubionym muzykiem, przypinki, kubki… i cała masa niepotrzebnych rzeczy, których dzisiaj nie dałabym sobie wcisnąć za nic. Z drugiej strony właśnie obecnie mój stosunek do rzeczy jest raczej sceptyczny, a zawsze uważałam, że prezent zrobiony własnoręcznie to powinno być coś standardowo wyżej cenionego niż przedmiot ze sklepu. Na obozach zawsze robiliśmy mnóstwo rzeczy własnoręcznie, a na wigilię drużyny co roku dawałyśmy sobie prezenty właśnie robione samodzielnie, w domu.
Jedną rzeczą którą na pewno wyniosłam z harcerstwa to to, że pieniądze nie uszczęśliwiają. Oczywiście oficjalną ideologią było to, że służba bliźniemu i ojczyźnie (i teoretycznie Bogu) uszczęśliwia, ale też że to się po prostu robi. Bez oczekiwania na coś w zamian. A na pewno nie na wynagrodzenie materialne. Rzeczy materialne, dawane np. jako nagrody w turniejach czy grach, były cenione za to, co można z nimi zrobić – z pałatką można było zrobić szałas z zastępem, z grą planszową – fajną zbiórkę, a kompas zawsze się przyda do zajęć terenowych.
Dlatego nie podoba mi się zwrot harcerzy w kierunku takiego gadżeciarstwa. Nie jest to zachowawcze na dłuższą metę, i nie promuje pozytywnej postawy wśród młodych ludzi. Jeśli chcemy zmniejszyć swój negatywny wpływ na środowisko jako ludzie, musimy porzucić przywiązanie do ostentacyjnej konsumpcji (ang. conspicuous consumption, konsumpcji na pokaz, szpanu – termin wymyślony przez Thorsteina Veblena w 1899). Zwłaszcza, że ostentacyjna konsumpcja narodziła się w klasie próżniaczej… a próżniactwo raczej nie jest pożądaną cechą w ZHP, ZHR, ani nigdzie indziej.